Jak to jest z polskimi górskimi wycieczkami?
Opublikowano: 2018-01-21, aktualizacja: 2018-01-21
SmykuSporą ilość swojego młodzieńczego czasu spędzałem w górach, dlatego temat jest mi wyjątkowo bliski. Niestety tym razem nie będę opisywał moich wypraw, ale sprawa ogólnie dotyczy wczasowiczów górskich.
Jak to mówią turysta, turyście nie równy.
Pewnie się teraz zastanawiasz: Co znowu ten facet wymyślił?
Nic specjalnego, po prostu chciałbym się podzielić z Wami, pewnymi bardzo nienaturalnymi w moim pojęciu zachowaniami, choć wielu z Was pewnie nie będzie widziało w tym nic złego.
Większość z nas, po całorocznym wysiłku w pracy lub na uczelni (z reguły) wyjeżdża na zasłużony i jakże długo oczekiwany wypoczynek wakacyjny. Jedni jadą za granicę, drudzy nad morze czy jezioro, a jeszcze inni podobnie jaki i ja, jadą w góry.
Nie wiem, jak sytuacja ma się w innych miesiącach, ale mój wypoczynek zaplanowałem sobie na miesiąc lipiec. Tłumaczyłem sobie tak, że tam gdzie jadę, w tym okresie będzie mniej ludzi, gdyż z reguły w sierpniu następuje szał na urlopy. Dopiero później zdałem sobie sprawę jak bardzo się myliłem.
No, ale do rzeczy. Przygotowawszy się do wyjazdu i cały uśmiechnięty, że wyjazd mi „wypalił” pojechałem w nasze polskie przepiękne Tatry. Wyjazd zapowiadał się udanie i w sumie takim był, lecz z pewnymi niuansami dotyczącymi innych urlopowiczów.
Przygotowanie turystów w „najlepszym” wydaniu
Wszystko zaczęło się już drugiego dnia mojego pobytu w górach, kiedy wyszedłem na mój pierwszy szlak i zobaczyłem rodzinę, która wyglądała nazwijmy to: specyficznie. Ich ubiór wskazywał na to, że raczej pomylili kierunek docelowy, do którego zmierzali. Mnie jako osoby uważam przygotowanej do wyjścia w góry w stosunku owej rodziny, najbardziej zaskoczyło obuwie, które posiadali. Najmłodszy członek rodziny, miał założone trampki, natomiast kobiecie przypadło nosić klapki i w dodatku niewiązane.
„Najsolidniej” był ubrany mężczyzna, zapewne głowa rodziny, który posiadał buty sportowe, potocznie zwanymi adidasami. Reszta ubioru generalnie bazowała na krótkich spodenkach i cienkich bluzach. Jeśli mówić tylko o ubiorze, to w moim ekwipunku, dysponowałem m.in: kurtką przeciwdeszczową, polarem, długimi spodniami, solidnym antypoślizgowym obuwiem, a na wszelki wypadek zabrałem nawet zapasowe skarpety. Pogoda w górach często bywa zmienną i zawsze należy się zabezpieczyć przed jej załamaniem, ale niestety niektórzy o tym nie wiedzą, jednak brawurowo pchają się na największe i najbardziej niebezpieczne szlaki wchodząc bez odpowiedniego przygotowania1.
Nie wiem jak Wam, ale mi zawsze w takich przypadkach nasuwa się jedno pytanie.
W którym momencie urlopu, Ci państwo zgubili jego cel lub stracili zdrowy rozsądek?
Akurat miałem to szczęście, że w trakcie mojego pobytu w Tatrach, „brzydka” pogoda trwała zaledwie kilka dni, ale „udało” mi się zetknąć z podobnym przypadkiem raz jeszcze.
Podwójne szczytownie
Na jednym ze szlaków tuż pod szczytem jednej z gór, spotkałem również „karierowiczów” prężnie „zaliczających” nie tylko masywy górskie. Tylko przez przypadek usłyszałem rozmowę dwóch dziewczyn (chyba partnerki 2 panów), które okropnie im zawodziły, że: „…one już nie idą dalej, bo całą noc robiły coś innego”. Długo nie myślałem, gdyż wyobraźnia zrobiła swoje.
Głowa na karku
Zabawnym też był fakt, kiedy przeciskałem się przez jaskinię Mylną z pewną grupą turystów, kiedy jedna z Pań zarzuciła tekstem do innego Pana, by nie używał zapalniczki, jak źródło światła, gdyż „…mogą się tu znajdować jakieś gazy”. O jakich gazach myślała? Trudno powiedzieć, jednak skłoniło to ludzi do oświetlania sobie drogi zegarkami, telefonami komórkowymi lub innymi urządzeniami, co spowodowało, że w półmroku ludzie poruszali się w tempie ślimaczym, wyglądając przy tym groteskowo. Trzeba jednak przyznać turystce, że głowę miała na karku. Szkoda tylko, że nie wysiliła się na zrozumienie, że gdyby w jaskini były jakiekolwiek gazy szkodliwe dla człowieka, zapewne nie udostępniono by jej zwiedząjącym.
Górskie sanktuarium kupieckie
Pewnego dnia przyznam, trochę przeforsowałem się z pewnym zamiarem i doznałem lekkiej kontuzji kolana, w związku z czym postanowiłem następnego dnia zrobić sobie wolne od tatrzańskich eskapad i odciążyć trochę nogi. Zastanawiałem się czy nie zwiedzić trochę Zakopanego i zajrzeć do niegdyś odwiedzanych miejsc. Chcąc nie chcąc, zmuszony byłem przejść przez centrum miasta, a raczej swojego rodzaju sanktuarium kupieckiego (mowa o Krupówkach), gdzie zastałem jak zwykle mrowie ludzi krzątających się po deptaku, to pijących piwo, to jedzących, kupujących, istne centrum handlowe2. Celowo piszę „jak zwykle”, gdyż w Zakopanem i Tatrach byłem nie raz i zawsze jak tam jestem zastanawia mnie, co Ci ludzie tu robią?
W końcu w innych miastach też można uprawiać shopping i pić piwo w ogródkach lub restauracjach i na pewno nie ma to nic wspólnego z turystyką.
Plaża pod Rysami
Na jeden z ostatnich dni mojego urlopu zaplanowałem wejście na najwyższy szczyt polski. To był jeden z najbardziej zaskakujących dni podczas całego pobytu w Tatrzańskim Parku Narodowym. Jeszcze, około godz. 9 rano nad Morskim Okiem, pod Rysami, można było spotkać zaledwie paru, podkreślam paru turystów. Droga na szczyt była długa i ciężka, ale jakże wspaniałe były wrażenia i uczucia, gdy się weszło na samą górę. Schodząc z Rys już we wczesnych godzinach popołudniowych, moim oczom ukazał się zaskakujący widok. To puste, ciche miejsce opanowała „szarańcza” pseudo-turystów.
Jakże mocno byłem zniesmaczony, gdy zauważyłem masę ludzi, pań i panów prawie roznegliżowanych, rozłożonych kolokwialnym „plackiem” na kocach lub ręcznikach, swobodnie się opalających wokół Morskiego Oka. Tu pojawia się kolejne pytanie.
Jeśli ktoś chciał się opalać, to czemu nie wybrał się nad morze?
Atmosfera przypominała amerykańskie „Miami Beach”. Brakowało tylko palm i hot dogów, chociaż nie wiem czy tego drugiego nie zabrakło. Cały urok tego dziewiczego miejsca prysł, a mi pozostawiono dziwne wspomnienie. Jest dla mnie zrozumiałym, że Morskie oko jest jednym popularniejszych miejsc Polskich gór, ale nigdy nie spodziewałbym się zrobienia z okolicy schroniska – plaży3.
Rajskie-Piekło
Wnioski. Ciężko mówić o jakichkolwiek wnioskach, gdy większość ludzi uważająca się za turystów robi z gór ośrodek wczasowy pt. „Rajskie-Piekło”, niszcząc górski klimat i miłą atmosferę. Najwyraźniej żaden zakątek Polski, morze czy góry nie jest wystarczający dla osób, które potrafią tylko „używać”. Jeśli miałbym dać komuś radę, to miałbym tylko jedną. Nalegam, aby każdy kto zamierza spędzać aktywnie swój czas w górach, zapoznał się poradnikami przygotowującymi turystów do wyjścia na szlaki. Proponuje również przeczytać przewodniki dotyczące wypoczynku w nawiązaniu do historii i kultury danego regionu, dopiero wtedy zająć się problemem planowania wyjazdu gdziekolwiek. Natura ma służyć człowiekowi, ale nie możemy jej eksploatować, aż na taką skalę. Podejmijmy się wysiłku i próbę odpowiedzi na pytanie: Czy chciałbym lub chciałabym bym jechać do spokojnego, czystego i urokliwego zakątku Polski, czy w sumie jechać aby zobaczyć to samo, co w mojej miejscowości: sklepy, bary, samochody, brud i zgiełk? Nie wszystko jest do uniknięcia to wiadomo, ale czy hałas i bałagan4 musimy robić zawsze i wszędzie?
- http://wiadomosci.dziennik.pl/wydarzenia/artykuly/559383,turysci-utkneli-na-granatach-topr-uzyl-smiglowca.html
- https://turystyka.wp.pl/najbardziej-zatloczone-atrakcje-w-polsce-6043983928603265g/6
- http://tygodnikpodhalanski.pl/n/33903
- http://www.nieznanetatry.pl/1-5-tony-smieci-zniesiono-z-tatr,743.html